sobota, 2 kwietnia 2011

Bunkier Braci Brown

To było klasyczne spotkanie na środkowych pustyniach. Jedna grupa spokojnie sobie wędruje, gdy nagle słychać serię i wędrująca grupa pada na ziemię.

Jeden z nich jednak przeżywa. Jest on jednym z najlepszych indiańskich przewodników w tej części Stanów. Spośród innych przedstawicieli tej profesji, poza nadludzkim wyczuciem kierunku, wyróżnia go umiejętność udawania trupa. Gdy chce, przestaje oddychać, jego serce zwalnia do 2-3 uderzeń na minutę, a krew powoli odpływa wgłąb ciała. Tak też robi teraz. Rozrywa swoje ubranie, plami je krwią najbliższej z ofiar i ukrywa się pośród ciał.
Po kilku minutach na miejsce rzezi wchodzi dwoje ludzi. Indianin wsłuchuje się w odgłos kroków. „Prawdopodobnie dwóch wysokich mężczyzn, w ciężkich butach, jeden kuleje. Idą pewnie, nie spodziewają się pułapki. Ciągną za sobą jakiś czterokołowy wóz, prawe tylne koło nie dotyka podłoża” myśli. Przybysze nie wymieniają żadnych uwag, poruszają się zgodnie z wyuczonym schematem. Słychać szum piasku pod ciągniętymi ciałami potem głuchy odgłos uderzenia w drewniany wózek i skrzypnięcie osi. Po jakimś czasie docierają do niego. Podnoszą go i rzucają na wóz. Indianin z trudem tłumi jęk. W czasie, gdy bierze zasłużony oddech, na jego plecach ląduje następne ciało. Pod sobą czuje smród jednego z ludzi, których prowadził. Powoli otwiera jedno oko. Widzi ciało grubego handlarza, który starał się dotrzeć do Kansas. Wóz rusza. Grubas charcze, a z jego ust wylewa się strużka krwi. Słyszy płytki oddech tamtego, przerywany spazmami, które jednak nikną w terkocie kół o kamienistą pustynię.
Mijały godziny, a wózek cały czas równym tempem przemierzał bezdroża. W międzyczasie spazmy ustały, a krew zaczęła krzepnąć. „I znowu jestem sam” zaśmiał się w duchu. Indianin zauważył, że kamienie stopniowo ustępowały miejsca piachom. Kierowali się więc na zachód. Zapadł zmierzch. Niedługo potem wóz się zatrzymał. Słychać było jakiś syk i zgrzyt metalu o metal. Na chwilę zapadła cisza, którą przerwał piskliwy głosik.
- Co tak długo, patafiany?! - skrzeczał.
- Uh... Jedzenie strzelić do Bruno. Bruno musieć iść wolno, wolno – odpowiedział mu basowy głos jednego z dryblasów. „Jedzenie?! Kim, o Wielki Manitou, są te bestie?!” zakrzyknął w duchu indianin.
- I Barney iść za wózek i zacierać ślady, tak jak ty uczyć! - dumnie wyrzekł drugi.
- Tumany... Włazić do środka!
Wóz wtoczył się przez metalowy próg, potem ponownie zabrzmiał syk i znajomy zgrzyt. Teraz Indianin był już pewny, że to metalowe drzwi. Wózek przeciągnęli do jakiejś windy. Zjechali na dół. Gdy otworzyły się drzwi, jego ciało ogarnął chłód. Ruszyli. Po 10 metrach zsunęli trupy i Indianina. Gdy tylko usłyszał zamykające się drzwi, szybko się zerwał. Teraz był już pewny: wylądował w wielkiej lodówce. Wszędzie wokół niego leżały trupy. Każdy z nich miał kilka ran postrzałowych, niektórym brakowało kończyn. Bał się. Wiedział, że jeżeli spróbuje użyć windy, spotka się to z gorącym przywitaniem na górze.
Winda znowu rusza. „Jadą po mnie” myśli i staje w pozycji bojowej. Jego broń i rzeczy albo zostały na pustyni, albo zostały zabrane przez tych goryli. Po krótkim namyśle chowa się po lewej stronie drzwi. Gdy otwierają się, widzi tylko jeden cień. Mija go niski chuderlak. Indianin uśmiecha się pod nosem. Nie jest potężnie zbudowany, w wiosce jego szczepu bywały większe dzieci. Zauważa wielki tasak przy pasie przeciwnika. Jego pierwotnym planem było od razu uciec windą, jednak odkrył sposób na łatwe zdobycie broni. Powoli skrada się za kanibalem. Obserwuje jak tamten kuca przy jednym z trupów. Rzuca się na niego, jednak chuchro zdołało go usłyszeć. Chudzielec uchyla się. Przewraca go impet uderzenia, jednak jego prawa ręka nadal jest wolna. Upadają razem na ziemię. Kanibal odczepia tasak. Indianin próbuje go unieruchomić, jednak wróg jest szybszy. Tasak z łatwością rozcina ramię. Krzyk bólu. Potężne uderzenie obezwładnia mniejszego z walczących. Indianin podnosi broń zdrową ręką. Krew kapie na podłogę, gdy niedoszła ofiara stara się opuścić chłodnię. Wjeżdża na górę. Stara się sobie przypomnieć drogę od wejścia do windy. Obserwuje potężne ściany. Odnajduje wejście. Nie ma żadnego przycisku, dźwigni. „Tego szukasz?” śmieje się chuderlak, wymachując pilotem. „Jestem Bernard Brown.” dopowiada. W tym momencie dwie pary diabelsko silnych rąk łapią Indianina. „A to Bruno i Barney, bliźniacy i moi bracia. Tumany, ale bardzo pomocne. Nie wiem, jak to się stało, że przeżyłeś ich atak, ale niedługo naprawimy i ten błąd...”
Ostatnie co widział, to uśmiechnięta twarz Bernarda Browna.
Ostatnie, co słyszał, to jego śmiech.
Ostatnie, co poczuł, to silne uderzenie w skroń.

Nie wszystkie bajki o dobrym Indianinie dobrze się kończą.






Bunkier Braci Brown(BBB):
Bracia Brown mieszkają w wojskowym bunkrze znajdującym się na terenie zniszczonej bazy wojskowej. Po atakach z początku wojny, tylko ten jeden bunkier nadawał się do użytku. Gdy znaleźli go bracia, był pełen szkieletów żołnierzy. Brown przeczesali całą bazę, wybrali co potrzebniejsze rzeczy i zamieszkali w bunkrze. Wtedy jeszcze... normalnie się odżywiali. Jednak parę lat spędzonych we względnym spokoju bunkra zmienił ich całkowicie. Coś im odwaliło. Nie wiem, czy to radiacja, czy odosobnienie. Ale lepiej ich omijaj.
Sam bunkier składa się z 3 poziomów:
  • Poziom 0, na poziomie gruntu, to część obronna. Jej jedyną częścią jest żelbetonowa konstrukcja z jednym, otwieranym zdalnie, wejściem oraz kilkoma małymi otworami strzelniczymi. Dwa z nich są obstawione przez sterowane komputerowo wieżyczki z ciężkimi karabinami maszynowymi M2HB. We wszystkich zaś zamontowane są kamery, które patrolują przestrzeń dookoła bunkra.
  • Poziom -1 to część mieszkalno-komputerowa. Znajdują się tutaj sypialnia (z odtwarzaczem DVD), spiżarnia, lazaret oraz centrum komputerowe, z którego Bernard zarządza całym budynkiem. Tutaj kierowane są obrazy z kamer, stąd Bernard wprowadza poprawki do programu wieżyczek.
  • Poziom -2 to dawny magazyn broni i pomieszczenie generatora, przerobione przez braci na chłodnie dla ciał ofiar. Jeżeli komuś udałoby się tu dostać i wyłączyłby przepływ prądu, dałby wolną drogę wszystkim atakującym na bunkier. Przestałyby działać kamery, wieżyczki, wszystkie systemy sterowania drzwiami... i winda. Czyli jednocześnie ten ktoś byłby tam uwięziony.



Bracia Brown:
Bernard Brown – chudy, niski cwaniak. Najczęściej ubrany w biały kitel z przytroczonym tasakiem. Nie opuszcza bunkra. Gdy jest sam, chroni go system kamer i wieżyczki, do których ma całkowite zaufanie. Jest najmłodszym z braci, jednak nie przeszkadza mu to w kierowaniu całym tym bajzlem.
Bruno Brown – potężnie zbudowany, nasterydowany półmózg. Fascynują go filmy wojenne, więc wymusił na Bernardzie zszycie mu z ubrań ofiar munduru. Wielki mięśniak w groteskowym mundurze wydawałby się śmieszny, gdyby nie potężny karabin M60. Co zaskakujące, to on jest tym inteligentniejszym z braci bliźniaków.
Barney Brown – ćwierćmózg, którego, gdy śpi, łatwo pomylić z wielkim głazem. Zdaje się niczym nie przejmować. Uwielbia muzykę. Raz zdażyło się, że podczas obławy na jakiś konwój, Barney zasłuchał się w muzykę wydobywającą się z jednego z samochodów i zapomniał, co ma robić. Zawsze jest pod czujną opieką Bruna, ale obaj są siebie warci.

1 komentarz:

  1. Wow! To było coś. Duuużo klimatu i dużo "B" :) 2 bliźniaków i jeden bystry, typowe ale piękne. Szkoda indiańca... W sumie nie, niech zdycha. ;) Ciekawa lokalizacja, godna polecenia.

    OdpowiedzUsuń