wtorek, 24 sierpnia 2010

Historia Jacka Danielsa

Jack? Taa… Coś niecoś o nim słyszałem. Bo widzisz, ten pojeb wybrał sobie moją zbrojownię, jako pierwszą po zajechaniu do miasta. Przyznam, że gdy go zobaczyłem to nie przywiązałem do niego wielkiej wagi. Byliśmy w końcu w Detroit, a tu jak dobrze nie wyglądasz to jesteś nikim. Mówiąc prosto z mostu: wyglądał jak ćpun, jak jeden z tych, co szwendają się po mieście jak zajdzie słońce. On jednak jakby nigdy nic podlazł do lady i prosi dynamit. No to ja w śmiech, „A czym ty chcesz płacić, koleś?”. Mina mi zrzedła, gdy przytachał M60E4 sprzężone z wykrywaczem ruchu i celownikiem termowizyjnym. „O, kurwa…”. Zatkało mnie. Nieważne jak, ta ciota jednak zdobyła taki sprzęt. Należy się przynajmniej przedstawić, „Dobra, jestem Steve, a to moje cudeńka”. Dałem mu dynamit, ale ciągle nurtowało mnie skąd on wziął ten karabin. Zaprosiłem go na drinka i, w miarę jak się upijał, opowiedział mi o sobie. Jego stary był handlarzem. Woził żarcie dla Posterunku no i po drodze wychaczył sobie jakąś kurwę. Garry, bo tak staremu było na imię, woził ją wraz ze sobą. No i po jakimś czasie urodził się Jack. Niewiele kobiet w dzisiejszych czasach przeżywa poród. A jednak ta dziwka przeżyła i, jak tylko wydobrzała, spierdoliła wraz z częścią żywności. Garry gówno wiedział jak zajmować się młodym, więc poprosił Posterunek o wychowanie Jacka. On sam ruszył w pogoń za tą suką. Posterunkowi wyczuli szansę na nowego rekruta, i to takiego, którego sami wychowają. Ludzi, którzy chcieli walczyć z Molochem było mało, więc każdy się przyda, a jak jeszcze będzie miał nasrane we łbie, tym lepiej. Jack skończył szkolenia w wieku 15 lat, dalej zajmował się tym, o czym mu truli oficerowie. „No Jack. Pokaż wujkowi jak się wysadza czołgi”. A Jackowi podobała się wojna z Molochem. W wieku 22 lat pojechał na Front, walczył o jakąś elektrownię niedaleko miasteczka Big Horn, w Montanie. Jack opowiedział mi o tym jak pierwszej nocy po przyjeździe zaatakowały maszyny. On sam przeżył tylko, dlatego, że stał na ruinach piętrowego domu skąd ciskał granaty, dynamit i całe inne gówno, które miał pod ręką. Potem stracił przytomność. Nie pamięta czy przez zbyt bliski wybuch, jakiegoś pocisku czy rąbnął go jakiś odłamek sypiącego się budynku. Obudził się, a przynajmniej tak mu się wydaje, następnego dnia. Z punktu oporowego nic nie zostało, więc ruszył na wschód… Tą informacje, wywnioskowałem sam. Bo widzisz, on już się dawno pospał w barze jak ja jeszcze myślałem nad tą jego historią. I widzisz… polubiłem tego chuja. A tak by the way. Słyszałeś, co się stało w Buffalo? Wyrżnięto im duchownych, a dzwonnica poszła się jebać. I mówię ci człowieku: to był Jack. On tu wróci. Detroit to jego klimaty. *pisk opon* Hę? Patrz młody, jakiś gruchot podjechał. Co za nędza. Nie za ciasno im? Hah, dwa byki, na oko z hegemonii, jakiś laluś i… kurwa… Jack…

2 komentarze:

  1. Dobry tekst, łatwo się czyta. Warto zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Krótkie, treściwe, klimatyczne. Tak jak lubię :D

    Pozdrawiam

    Bartosh
    Bar po0d Martwym Mutkiem

    OdpowiedzUsuń