środa, 15 września 2010

Oaza

Bar w El Paso. Niby taki jak gdzie indziej, a jednak inny. Prawdopodobnie, dlatego, że stoi prawie pusty. W środku siedzą trzy osoby. Barman, chrapiący sobie na ladzie, obok markowa szklaneczka z Bourbonem Jacka Danielsa. Za nim, na półce leży dwururka. Jakiś farmer, w kapeluszu ze słomy, w rozpiętej koszuli, jeansach i kowbojkach. Coś tam sobie popija, widać mają przerwę w zbiorach kukurydzy. Trzecia osoba wygląda na jakiegoś tropiciela, widać, że mu się nudzi, przyzywa mnie ruchem dłoni. Na stole stoi flaszka i trzy szklaneczki, więc przysiadam się bez większych oporów. Facet, z lekkim zarostem, także w kapeluszu, w koszulce na ramiączkach, jeansach obciętych na wysokości kolan i jakichś ciężkich butach. Obok leży plecak, dość duży i do połowy wypchany. Koleś obficie polewa, to chyba jakaś tutejsza wódka pędzona z kukurydzy, bardzo dobra swoją drogą. Mają chyba tu nawet jakąś gorzelnię, coś jak „Strong-Corn”, czy jakoś tak.
-No jak tam? Ciebie też wyratowała Oaza?-
Tak „Wujek” Sam zaczął naszą przyjaźń. Okazuje się, że dziwne ranczo z białym centralnym budynkiem należy do tajemniczego zrzeszenia zwanego Oazą. Pomagają, jeśli jesteś w opłakanym stanie, handlują i udzielają informacji. Rozbawiło mnie to, bo w dzisiejszym świecie większość ludzi zapomniała już, czym jest bezinteresowna pomoc. Dodatkowo zajmują się też hodowlą bydła, mają swój własny „ogródek”, czyli niewielkie poletko. Zatrzymują się tam ludzie, którzy nie pasują Texańczykom, wszelcy odmieńcy lubiący sobie pofolgować. Ale dlaczego w takim razie pozwalają oni na istnienie Oazy? Otóż założyciel Oazy, jakiś walnięty klecha z Salt Lake, leczy za darmo wszystkich, którzy tu mieszkają. Łapiesz? Taki mały deal zrobili z mieszkańcami, a dodatkowo stwierdził, że jeśli nie chcą odmieńców, to on ich będzie trzymał u siebie. Texańczykom wydawało się to wariactwem, ale się zgodzili, skoro leczy za darmo i trzyma u siebie pieprzonych czarnuchów? Czemu nie? Faktem jest, że Oaza zbija sporo kasy na ratowaniu ludzi. Trzy razy dziennie, rano, po południu i wieczorem, jeżdżą po pustyni, szukając rannych i wyczerpanych. Ratują ich, przy okazji zabierając trochę gambli. Potem oferują im coś ze swoich sklepów, czyli głównie amunicję, jakieś warzywa z „ogródka”, jakieś mięso i nieśmiertelną kukurydzianą wódkę. Mają nawet warsztat i jakiegoś mechanika z Detroit. Oaza ma powierzchnię jakichś 100km2, hodują bydło, mają ten swój „ogródek”. Od strony miasta stoi wielki budynek, zbudowany z cegieł, czy kto tam wie, jakiego jeszcze gówna. Bielony wapnem, z dachem pokrytym wypalanymi dachówkami. Wielka brama z szyldem Oaza, z palmą po prawej i dwiema po lewej. Sama brama też jest z tych cegieł pobielonych wapnem, i też ma szczyt z dachówek. Wysoka jest na, ja wiem, z 3,5 metra? 4 metry? Coś koło tego. Tak długo jak ogrodzenie graniczy z miastem, tak długo jest ten bielony mur. Potem zwykły płot i drut kolczasty plus jakiś rów o głębokości 2m z naostrzonymi palikami na dole. Widać, że nie lubią nieproszonych gości. O tym przekonałem się sam. Postanowiłem odwiedzić Oazę po rozmowie z „Wujkiem” Samem. Standardowym ubiorem pracowników są płaszcze, kapelusze, jeansy i kowbojki. Część nosi również okulary przeciwsłoneczne. Każdy ma MP5K przewieszone przez ramię. Zawsze jest dwóch kolesi przy bramie. Część patroluje konno teren rancza, dogląda bydła i takie tam pierdoły. Budynek ma wydzielone miejsce na warsztat, całkiem spory muszę dodać, sklep z bronią i żywnością. I mają również kaplicę. W warsztacie spotkałem Dana, spoko kolesia z Detroit, najaranego po dziurki w uszach. Fajnie się z nim spędza czas, jest miły i otwarty na ludzi. W sklepie siedzi sobie urocza mieszkanka Texasu, Alice. Ta dziewczyna to istne cudo, każdego chłoptasia z rancza ma na posyłki, a oni się tylko za nią ślinią. Mnie też zauroczyła, super laska. Szkoda, że niedostępna. Eh… Na końcu poznałem samego założyciela. No i tu się załamałem. Bo o ile reszta to luzacy, mimo tego, że cię bacznie obserwują, to jednak panuje tu sielska atmosfera. A „Pan Kierownik” to cholerny klecha. I chyba właśnie, dlatego siedzi głównie w swoim biurze. Po mojemu to nikt go po prostu nie lubi. Koleś leczy ludzi, spoko. Ale przy okazji nawija o jakimś zbawieniu, a to już spoko nie jest. Kiedy masz rozerwany brzuch nie myślisz o mesjaszu, tylko o tym żeby ten cholerny lekarz w końcu skończył i dał ci morfiny. Jest on najlepszym lekarzem w El Paso. Każdy do niego chodzi. A on truje i truje. Nic dziwnego, że mają kaplicę. Koleś, co dziesięć dni odprawia normalną mszę. Nawija o tym, że Bóg zsyła nam znak, a my mamy połączyć nasze rozumy i go ogarnąć. Sratatata, kulą w płot. Oprócz tych wszystkich, których wymieniłem, Oaza, jest pełna różnych ludzi, bądź nie-ludzi, którzy nie zostaliby zaakceptowani przez społeczność Texasu. Murzyni, Chińczycy, pół mutki. Oni wszyscy żyją w Oazie i mają spokój. Ja nie jestem uprzedzony do tych ludzi. Mam nawet ochotę tu trochę pomieszkać…



Postacie Oazy:

Imię: Arthur
Nazwisko: Freelane
Ksywa: Pan Kierownik
Pochodzenie: Salt Lake City
Cecha: Wierzę
Profesja: Kaznodzieja Nowej Ery
Cecha: Amen
Choroba: Syndrom Draculi
Sztuczki: Aspiryna i TicTac’i, Pan Plaster
Zr.: 11
Pc.: 9
Ch.: 15
Perswazja 4, Blef 4, Postrzeganie Emocji 4
Sp.: 14 (+1)
Medycyna 8
Bd.: 11
Broń: Laska z przedwojennego dębu (1: L, 2: L, 3: C)

Mały, chudy, zawsze uśmiechnięty, chodzi o lasce. Ogolony na pałę, wiecznie w swoim szarym habicie. Ale tak ma chyba każdy pojeb z SLC. Texańczycy najwyraźniej go lubią, bo zna się na leczeniu. Minusem jest monolog, którego muszą słuchać. Jedyna chęć po nim to zajebać mu łopatą.



Imię: Dan
Nazwisko: ---
Ksywa: Marysia
Pochodzenie: Detroit
Cecha: Jeśli ma silnik to ruszy
Profesja: Monter
Cecha: Zapałki i Agrafka
Choroba: Zawroty Głowy
Sztuczki: Rzut Okiem, Jest Zajebiście (Tylko, gdy jest najarany)
Zr.: 14 (+1)
Pistolety 3, Karabiny 1, Samochody 3, Ciężarówki 2, Motocykle 1
Pc.: 9
Ch.: 9
Sp.: 18/20
Technika 4, Fizyka 2, Matematyka 2
Bd.: 10
Broń: Ingram MAC-10 „Susie”: 32/32, Szb.: 3, L, PP 2, Poręczny, Bardzo Niecelny (+20%)

Dan jest bardzo dobrym mechanikiem, ma tylko problem z paleniem, którego nie tolerują Texańczycy. Dlatego przebywa w Oazie. Tu może uprawiać własną marychę w ogródku. Dan jest chuderlawy, ubrany w wytarte jeansy i żółtą koszulkę. Jego dredy przytrzymuje czerwono-czarna opaska. Przy pasie jego ulubiony Ingram „Susie”.



Imię: Alice
Nazwisko: Harsh
Ksywa: Mała
Pochodzenie: Texas
Cecha: Zdrowa Okolica
Profesja: Szaman
Cecha: Duchy Przemówiły
Choroba: ---
Sztuczki: Hej, Przystojniaku!, Na Pewno Działa!
Zr.: 14
Pistolety 2, Karabiny 4, Samochód 1
Pc.: 8
Ch.: 12
Perswazja 4
Sp.: 13
Rusznikarstwo 4
Bd.: 13(+1)
Broń: Winchester: 15/30, Szb.: 1, L, PP 1, Niezawodny (19-20), Zasięg PM
Amunicja 44-40 „Spirit”: Obrażenia Ciężkie, Zawodność broni zwiększa się o 3
Ilość: 10, PT Produkcji: Cholernie Trudny, tylko podczas Transu

Alice jest informatorem Oazy. Gdy tylko ktoś przyjeżdża, lub Pan Kierownik kogoś znajdzie na pustyni, Mała, wprowadza się w trans. Dlatego wyleczeni są często zdziwieni, że Oaza tyle o nich wie. Alice nosi ze sobą znak Texańskich rancz, Winchestera. Z pomocą duchów robi jednak własną amunicję.




Pracownicy: 8-15 (To w końcu ranczo, nie?)
Pochodzenie: Texas
Cecha: Zdrowa Okolica
Sztuczki: Magazynek
Zr.: 11-16
Karabiny / Pistolety 4
Pc.: 9-15
Wypatrywanie 4
Ch.: 9-13
Siła Woli 3
Sp.: 9-13
Pierwsza Pomoc 4
Bd.: 12-16
Kondycja 4, Jazda Konna 4
Broń: Winchester: 15, Szb.: 1, L, PP 1, Niezawodny (19-20), Zasięg PM
MP5K: 30, Szb.: 2, L, PP 1, Celny (-10%), Poręczny, Szybkie Przeładowanie (2),
Dobra Amunicja (15-20)

Mieszkańcy Oazy: 4-10
Mistrz Gry ma tu wolną rękę, warunek jeden: osoby te muszą być na tyle specyficzne, aby nie zostały zaakceptowane przez społeczność Texasu. Dlatego przebywają w Oazie.

1 komentarz:

  1. Fajnie, fajnie,. Tylko, że jeśli "najlepszy lekarz w El Paso" ma 4 w Medycynie to serdecznie im współczuje. Ja, osobiście bym to zmienił na co najmniej 6. A reszta- zdecydowanie warto zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń